sobota, 30 marca 2013

Kłamstwo z połykiem, czyli o ukrytych szowinistach

Mówią, że kto nie ma szczęścia w miłości, ma farta w kartach. Nauka dla mnie z tego taka, że powinnam spróbować wreszcie zagrać w totka. Mówią też, że nie ma nic gorszego niż urażona duma. Bez znaczenia  - męska, czy kobieca. I tak oto dostałam kosza niedawno. Nie żeby to był pierwszy raz, bo akurat w tej materii moje życie to dość wyrównany mecz. Tym razem jednak sprawa się rypła wyjątkowo dla mnie niekorzystnie. 

Spotykałam w życiu różne typy mężczyzn: egoistów (mniejszych i większych), narcyzów, metroseksualnych gapciów, przeintelektualizowanych nudziarzy, podstarzałych amantów, Piotrusiów Panów, dupcyngieli, skurwieli, cudaków postrzegających się jako artystów, ale nigdy nie poznałam jeszcze szowinisty. Wielu moich serdecznych kumpli miewa nienajlepsze zdanie o kobietach i się z tym nie kryje, ale zwykle kpiny  te, dotyczą spraw oczywistych, jak kierowanie pojazdem czy też różne techniki zarzucania fochem. I ja też doceniam ten rodzaj brutalnej, ale jednak, szczerości. 

No ale wreszcie dopadła mnie ten zaszczyt. Stanął na mej drodze książę. Książę na rumaku.
Rumak piękny, można by o nim dużo opowiadać, ale ja się nie znam na motoryzacji. Księciunio. Cud, miód i malina. Chłop ten niepozorny rozmawiał ze mną często via fejsbóg i dawał mi prawdziwy intelektualny orgazm. I - szczerze mówię - nie musiałam udawać. Ale życie jest jak taniec z transwestytą: wszystko ładnie, wszystko pięknie, a tu nagle chuj. I tu dojść musiało to do czego doszło. Czyli spotkanie w realu. No i o ile wygląd księciunia mnie nie rozczarował to już zachowanie dalekie było od internetowej kreacji. Ale myślę sobie - a tam, może taka poza i gdy spróbuję powrócić do rozmów to wszystko wróci do normy. Ale gdzież tam. Książę przyjrzał mi się widać uważnie i stwierdził, że pora na ewakuację. I się ewakuował. 

Patrzę w lustro myślę - lifting, botoks, lateks - to mnie uratuje. Młodsza nie będę, ale tu sobie odessę, tu przyssę, tu podciągnę i będzie.
 Jak zaoszczędzę i przestanę jeść, to może i nawet i na odsysaniu się mniej wykosztuję. I niesiona tą oto radosną myślą do księciunia znów piszę. I dzieje się rzecz straszna. Książę ma depresję, kryzys i ogólnie świata nienawidzi! Wobec takiego cierpienia nie można go samego zostawić. Nie wypada do intelektualisty z rozgrzewającym rosołkiem, ani z gotowością nakarmienia go własną piersią ruszać. Toż by był to gwałt na umyśle książęcym. Uzbrojona więc w ambitną lekturę i krzepiącą umysł muzykę, bieżę do królestwa, jako ci pasterze do Betlejem. Dotarłszy pod włości książęce, niestety, całuję klamkę. Ani służba żadna, ani nawet zwierzęta mnie nie powitały. Ze smutkiem wracam więc do domu. Dowiaduję się potem, pocztą pantoflową, że oto książę mój idealny, gardzi kobietami niezbyt rozgarniętymi, czyli wieloma. Myślę jednak, że mną nie gardzi, bo czyżby prowadził ze mną takie fascynujące dyskusje, gdyby mój intelekt skrycie lekceważył? A jednak. Książę się z gry wylogował i na komputerze pojawiło się "game over". 

I złość mnie ogarnęła. Bo ja już w księciu ulokowałam resztki swych najlepszych uczuć. Na próżno, bo książę się okazał kryptoszowinistą i postanowił z rozbiegu kopnąć mnie w dupę. Nie wiem, czy się przykładał, ale chłop zawsze ma więcej siły. Zabolało mnie, nawet i teraz siedzieć nie mogę. A najgorsze to jest jednak to, że po pozbawieniu mnie ostatnich ciepłych uczuć, nic dobrego już mi nie zostało. Teraz na ekranie zamiast "game over" wyświetlać się będzie "pure evil". Gawlińskie wiedział, że "Magda  to zło". 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz