poniedziałek, 15 sierpnia 2011

I'm going down, down, down, down, down, down...

Od kilku dni nie opuszcza mnie nastrój skrajnego dodupizmu, więc nic sensownego nie napiszę. Koło się zamyka być może właśnie w ten sposób i to, co napisałam w pierwszym swym poście wkrótce stanie się prawdą. Słomiany zapał. By pisać trzeba mieć o czym, albo choć mieć wenę. Muzy mnie opuściły. Trzeci dzień spędzam na mało urokliwym nicnierobieniu.
Doszłam jednak do pewnego wniosku. Do kilku nawet. Ten najważniejszy, najbardziej oczywisty jest taki, że lubię fotografować i to jest dokładnie to, co sprawia mi nieustanną przyjemność. Jednakowoż ograniczenia sprzętowe spędzają mi sen z powiek. Wynikają - nie prawdopodobnie, ale za całą pewnością - z ograniczeń finansowych. Na te zaś wpływ mają moi pracodawcy, poczciwi i oszczędni. Oni najwyraźniej nie zamierzają inwestować w młodych zdolnych fotografów. We mnie nie zamierzają. Wieprze. Taki talent się zmarnuje. Jak nie zrobię kariery to zawsze będę miała na kogo zwalić.Jak zrobię, to przy pierwszej możliwej okazji (tzn. gdy będą mi wręczać jakąś nagrodę) zachowam się jak "stara Chylińska". Tak właśnie. Tak się zachowam. "I tak powiem. Banda złodziei polskich decydentów".
Nie chcę jednak zasmucać. U mnie nieustannie tak jest. Od euforii do depresji. Jutro może będę bardzo szczęśliwa. Nie. Jutro chyba nie. Ale w środę, albo w piątek to mogę być. Mogę być...a tymczasem coś dla oka, czyli skrawki mojego reporterskiego życia na prowincji. Indżoj!





Fin

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz