czwartek, 3 stycznia 2013

Back In Black

I'm back. Definitywnie in black, czyli jak zwykle z czarnowidztwem za pan brat. Nowy rok i kolejne podejście do bloga. Obiecałam sobie, że będę pisać regularnie. Dobra, bez przesady, że będę pisać. Choć obawiam się, że znów się zniechęcę brakiem czytelników. No, ale co tam. Wracam. 
Chciałabym powiedzieć, że z dobrą nowiną, ale niestety nie tym razem. Czasem ludzie rozpoczynają nowy rok od zmiany wizerunku. Jako i ja. Jeszcze po świętach wybrałam się spontanicznie do fryzjera. Zmiana miała być niewielka, ale pomocna dla całokształtu. Wiecie jak to jest. Człowiek idzie ze zdjęciem i mówi "tu mi pani tak troszkę z przodu, mniej z tyłu, żeby było jak Sophia Loren (albo inna Monica Bellucci). I wychodzi nieszczęśnik z tego salonu (szumna nazwa) z włosami a la yorkshire terrier, bo fryzjerka miała ułańską fantazję i wykonała własną wariację na temat fryzury. 
Temat stary jak świat, ale ból zawsze taki sam. Ja po wyjściu od fryzjera czuję się jak po ostrym melanżu. Znacie to na pewno - "więcej nie piję". I ja właśnie zawsze sobie powtarzam - zapuszczam włosy. No i tak zapuszczam jak się odchudzam, czyli raczej zapuszczam się w odchudzaniu. 

Cóż, dobrze, że zima. Czapka będzie, jak znalazł. 

I została tylko czapka

2 komentarze :

  1. Lubię to :) będę czytać i obserwować, więc się nie zniechęcaj ;) daria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. DaMisch <3 Znalazłam Was na Instagram, szaleję w sieci!

      Usuń