Miłość moja do autobusów jest jak
małżeństwo z rozsądku. Jesteśmy ze sobą nie z powodu wzajemności, lecz tylko z
uwagi na obopólną (względnie) korzyść. Ja płacę, on wiezie. Przez lata nawykłam
do rozlicznych niewygód podróży. Spóźnienia, lekceważenie sygnału „przystanek
na żądanie”, śmierdzący pasażerowie, a nawet ci, co to nie lubią siedzieć tyłem
do kierunku jazdy, nie irytują mnie tak, jak pewien rodzaj pasażerów, tak zwane
„stare baby”. Bynajmniej mam tu na myśli osoby
w podeszłym wieku, czy schorowane, czy też tylko kobiety. Pasażerowie, o
których mowa, dzielą się na dwie grupy: tych, którzy jeżdżą bez biletu, bo mogą
i tych, którzy jeżdżą bez biletu, bo choć nie mogą to uważają, że mandaty dotyczą
tylko młodzieży.
"Po świętym Mateuszu, zimno chodzić w kapeluszu". Źródło: ulubione FFR |
Do pojazdu wsiadają zawsze
uzbrojeni w reklamówki. Dużo reklamówek. Zajmują dwa miejsca siedzące. Jedno
dla siebie, drugie dla reklamówek, zgodnie z zasadą „Pan se postoi. Reklamówki
mi się zmęczyły”. Gdy już zasiądą, szukają biletu i proszą najbliższego
pasażera o skasowanie. Zdarzają się jednak sytuację, gdy miejsce jest już
zajęte, do kasownika daleko, a w autobusie raczej pustawo. A to nie skasuję –
myśli taki pasażer. Na następnym przystanku wsiada kontroler/rewizor/kanar – w
zależności od używanego slangu. Na żądanie skasowanego biletu odpowiada mu fala
inwektyw, uderzających najczęściej w uniwersalny ton, a zatem nieposzanowanie
starszych. Jeśli kontroler cechuje się wysoką odpornością psychiczną, zwykle
trzyma gardę dość długo. Gorzej jeśli w autobusie są inni pasażerowie, o
podobnym nastawieniu. Nie od dziś wiadomo, że nic tak nie jednoczy, jak wspólny
wróg. „Stara baba” zwykle żywo prosi o posiłki, skutkiem czego kontroler nie
możliwości innej, jak wywieszenie białej flagi.
Drugi rodzaj pasażerów-seniorów
to ci, których data w dowodzie świadczy o tym, że mogą jeździć za darmo. Mało
kto orientuje się, że ten magiczny ciąg cyfr, daje osobie posiadającej go,
nieograniczone możliwości korzystania z komunikacji miejskiej i strofowania
pasażerów. Punkty ujemne można otrzymać między innymi za nieustąpienie WŁAŚCIWEGO
miejsca (nie przy otwartym oknie, nie tyłem do kierunku jazdy, nie na kole
etc.) czy opieszałość w zwalniania siedzenia (gdy liczymy, że pasażer zechce
skorzystać z innych wolnych siedzeń i nie zauważamy wzrokowego nakazu
opuszczenia zajmowanego siedziska). Karą jest, jak mawiają Anglicy
„accidentally on purpose” czyli „niechcący” cios laską, parasolką lub siatką,
ostentacyjne manifestowanie choroby czy zmęczenia lub – najwyższy wymiar kary –
publiczny lincz słowny z cyklu „ta dzisiejsza młodzież”.
Podróżuje autobusami od lat. Jako
weteran wiem już, jak znaleźć takie miejsce, które na pewno nie spodoba się żadnej
„starej babie”. Nowicjuszom, niezaprawionym w bojach z komunikacją miejską,
życzę mocnych nóg, problemów ze słuchem lub polecam sen ze słuchawką w uchu. Uprzedzając ewentualne
zarzuty pod znakiem nieposzanowania starszych, powiem krótko - „stara baba” to
nie wiek. To stan umysłu.
Ilekroć oglądam ten film, myślę sobie - it's my life.
"stara baba to nie wiek, to stan umysłu" :) jesteś mistrzynią pióra :)
OdpowiedzUsuń