Każdy mężczyzna wchodząc z kobietą w relację bliższą, niż tylko gry i
zabawy cielesne, czyli relację finansową (na przykład małżeństwo), powinien
wiedzieć już o kobietach wiele. Nie żeby miało mu to jakoś pomóc, bo tak nie
będzie, ale dla zabezpieczenia mentalnego. No to krótko. Primo ultimo: butów i
torebek nigdy nie jest za dużo. I jeszcze: torebka nie jest od tego, żeby tak
coś znaleźć, tylko po to, by się wszystko zmieściło. Drugie zagadnie
najbardziej dotykać będzie tych panów, którzy powierzają swej wybrance kluczyki
do pojazdu.
Ja taka nie jestem to nie mam problemów ani z chłopem, ani
z samochodem. Podejrzewam, że może to wynikać z tego, że nie jestem w
posiadaniu żadnego z powyższych. W kwestii butów – nie mam za dużo, a tym
bardziej na obcasach.
Moje obuwie w niczym nie przypominają asortymentu
klasycznej, eleganckiej kobiety. Dominują tzw. „buciory” (terminologia
zaczerpnięta od Matki Rodzicielki). Buciory są to buty, których cechą
charakterystyczną jest to, że są płaskie, sznurowane i nie za bardzo czyste.
Doskonale pamiętam pewną sytuację, kiedy to moje buty wyróżniały mnie na tle
innych do tego stopnia, że zaczęłam nawet odczuwać pewien dyskomfort
estetyczny.
Do naszego miasteczka przyjechała delegacja notabli ze
stolicy. Przybyli, by powzdychać nad urodą nowego budynku komendy policji i
przy okazji posłodzić sobie nawzajem - bo co się posłodzi to nie zaszkodzi - a
przy castingu na nowe stołki będzie – jak znalazł. Z racji uprawianej przeze
mnie profesji, przybyłam z koleżankami i kolegami „po fachu” opisać ten
spektakl. Na miejscu okazało się, że wszyscy są w miarę odpicowani. Panie na
obcasach, panowie w garniturach, a ja w trampkach z Batmanem.
Obuw ani sportowy, ani elegancki, ani praktyczny. Ale dobrze mieć Batmana przy sobie. |
Trampki moje, tak ociekają zajebistością, że nie ma
miejsca by się rozwodzić na ich temat
tutaj. Kocham je miłością płomienna i dożywotnią, tak bardzo, że mogłabym o
nich cały tom wierszy napisać. Tych, którzy nie rozumieją, jak można pałać uczuciem
do obuwia, zachęcam do zapoznania się z twórczością współczesnego warszawskiego
poety, Jacka Granieckiego. I tak to, moje niebywałej urody „conversy”,
strasznie w tym tłumie wyglancowanych trzewików „dawały po oczach”. Jako, że
moim celem nie było skupienie na sobie uwagi, poczułam, że dopasowanie stroju
do okazji (kosztem nawet lekkiego porzucenia stylu) może być czasem najlepszym
możliwym rozwiązaniem.
Mąż pięknej żony, oprócz pięknych nóg ma też piękną kolekcję gitar. |
Wracając do mojej kolekcji. Drugim rodzajem obuwia, jakie
posiadam „na stanie”, są koturny. Jedyną wadą tych butów jest to, że mają
wyłącznie zalety. Łączą w sobie moje wymagania, jeśli idzie o estetykę i
utylitaryzm. Dają efekt, jak obcasy, ale wygodniejsze są po stokroć bardziej. I
najważniejszy element – ideologia. Koturny to buty na wskroś hipisowskie, a ja
uważam, że estetyka przełomu lat 60. i 70. (w każdej niemal dziedzinie życia)
jest jedyną słuszną drogą, jaką mogę w życiu iść. I idę. W tych koturnach idę,
oczywiście.
Idąc tak, doszłam tylko do jednego wniosku. Mężczyźni,
choć narzekają na wolniej poruszajże się w obcasach samice, kochają kobiety w
szpilkach. I mimo, że wielu z nich powie, że go damskie buty tyle obchodzą, co
nic - nie wierzcie w to. Nie dajcie się zwieść tym, którzy mówią wam: „Jesteś
taka piękna, że dla mnie możesz chodzić nawet w klapkach „Kubota”, kochanie”,
bo gdy zobaczą parę niezłych nóg, podrasowanych obcasami, to im „jak na gumce
pofrunie łeb”.
Moja znajoma para znalazła alternatywne rozwiązanie
kłopotu z upiększającym działaniem butów na wygląd nóg. On kupił sobie chude i
zgrabne nogi z manekina, które postawił w salonie. Ona komentuje to krótko: „Ma
piękną żonę i piękne nogi”. Piękna żona w cuglach wygrywa jednak z manekinem,
bo jak mawiał jeden z moich ulubionych poetów: „Nawet najpiękniejsze nogi
gdzieś się kończą”.
love u :)
OdpowiedzUsuń