czwartek, 1 sierpnia 2013

Co mnie denerwuje i dlaczego wszystko

Przyznam bez bicia i tortur, że jestem hejterem i nic, co hejterskie, nie jest mi obce. Jednakowoż zastanawiam się, czy aby sformułowanie "hejter" nie jest nadużyciem. Bo może wystarczyłoby powiedzieć "jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań". Narzekanie jest bowiem jedynym sportem, który uprawiam, i choć nie robię tego wyczynowo, mam sukcesy. Ale do rzeczy. Blogerki modowe i te panie, co sobie makijaże przed kamerką na jutubie robią, kręcą czasem filmy zatytułowane "haul" albo "ulubieńcy miesiąca".  To i ja wykonam coś w tym guście. Otóż, moi kochani, dziś przychodzę do Was (tak tam mówią, a wiem, bo przecież oglądam) z hejtem miesiąca. W lipcu nazbierało mi się kilka hejtów. Nie jest to nic osobliwego, nic, co nie zdarzałoby mi się wcześniej, ale wcześniej nie robiłam z tego spowiedzi, więc zapraszam do czytania i aktywnego udziału.





1. Agnieszka Radwańska i jej sesje zdjęciowe.
Cała Polska dowiedziała się, że "Isia" nie tylko Jezusa się nie wstydzi. I w sercach religijnych ortodoksów zapłonął ogień tak żywy, że zapragnęli tenisistkę, jako tę Jagnę z reymontowskich "Chłopów" na taczkach wywieźć. I fejsbczek codziennie wypluwał mi doniesienia o wypowiedziach kolejnych samozwańczych ekspertów od polskiej moralności, co też ta nasza rodzima jawnogrzesznica nam, polaczkom uczyniła. Wszystko fajnie, wszystko spoko, ale gdy mnie to nie obchodzi to jak żyć?

2. Baby w autobusie. 
Pozostając w temacie miłości do Jezusa, muszę nawiązać do Bab "Panie, reklamówki mi się zmęczyły" Autobusowych, które też się Jezusa nie wstydzą, a co więcej upału się nie boją. Jadąc dnia pewnego komunikacją miejską, byłam mimowolnym świadkiem rozmowy dwóch takowych Bab, z których jedna opowiadała drugiej, jaki to ma sposób na spędzanie wolnego czasu. "Ja to se lubię iść do kościoła i pośpiewać dla Pana Jezusa" i tu nastąpiło przedstawienie listy kościelnych przebojów. Wszystko fajnie, wszystko ładnie, ale czy wszyscy w autobusie muszą tego wysłuchiwać? Pewnie, że muszą, bo nie ma się co wstydzić Jezusa, hej.

3. Kobiece "posiadówki" przy alkoholu.
Spotkałam się ostatnio z moją kuzynką i jej koleżanka "na drinku". Zwykle w kwestii alkoholu przyjmuję założenie, że z jednym drinkiem tak, jak z jednym piwem. A kto w internetach pływa to wie, że z wyjściem na jedno piwo jak z Yeti, każdy słyszał, nikt nie widział. I ten drink to był Yeti właśnie. Nie tyle może dosłownie była to kwestia za małej ilości alkoholu (bo gospodyni zachęcała do spożycia), ale, że to nie dla mnie impreza uświadomiłam sobie, gdy moje towarzyszki opowiadały swoje "szalone" alkoholowe historie. Zrozumiałam, że ja nie mam takiej, która by się nadała, takiej która by spełniała minimalne normy przyzwoitości i jednocześnie można było ją nazwać imprezą. Poza tym dzieci, mężowie i życie sąsiadów, czyli wszystko to, co ja mam tam, gdzie się stringi wżynają.

Tyle. Więcej hejtów nie pamiętam, żadnych serdecznie nie żałuję. Postanawiam się nie poprawiać i więcej hejtować.

Pozdro 600!

Moi ukochani Abstrachuje, wiedzą jak jest. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz