Pod Marchewkowy Krzyż chodziłam z wszystkimi moimi chłopakami (w sensie moimi kolegami, żeby jasność była). Rozciąga się stamtąd całkiem fajny widok na cały Libiąż i okolicę. Ostatnio, jak tam przybyłam, okazało się, że wszystkie miejscówki zajęte. Nie mam pretensji. Wszyscy lubimy imprezy pod krzyżem, pod tak zwaną chmurką. Odeszłam właściwie z kwitkiem. No, może coś się udało wykroić. To, co tam z Anną wyprodukowałyśmy, niniejszym zamieszczam.
Buszujący w zbożu - wersja dosłowna |
Nawet ja, byłam w tak dobrym nastroju, że ochoczo się fotografowałam |
Nie ma to jak sesja pod krzyżem. Plenery sprzyjają dziwnym zachowaniom. Mam takie wrażenie, że w obliczu natury człowiek się nie raz głupio zachowuje. Tak jak ja się tutaj głupio uśmiecham...
Gucie zapylacze |
I tyle wojaży. Na koniec kiepskiej jakości, ale jednak, zdjęcie widoku z góry. Wcisnęłam się między grupy zakochanych koksów z ich solariowymi ukochanymi, popijającymi piwko na kocyku i okraszającymi każde zdanie odpowiednią ilością "kurwa" i "ja pierdolę". Jak domniemam wszystko to było wynikiem zachwytów nad widokiem z góry ;)
Prosto spod Marchewkowego Krzyża specjalnie dla Was relacjonowała Jess Javellin von Gillan ;] |
A no i zapomniałabym! Jest runo!
Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuń